Dla 9 naszych współbraci przyszedł wyśniony czas, gdy już jako kapłani mogą przystąpić do Chrystusowego ołtarza. Miniony poniedziałek w naszym seminarium był dniem, w którym wszyscy mogliśmy cieszyć się nowymi księżmi. Dla jednych były to osoby, które znały niecały rok, inni pamiętali ich jeszcze w krawatach i garniturach, które zostały zastąpione koloratką i sutanną. Prymicje seminaryjne zawsze sprzyjają wspomnieniom. Bo przecież coś się kończy, a coś zaczyna…
Niektórzy mówią, że to najpiękniejszy dzień w seminaryjnym kalendarzu. Bo już można mówić, że się jest rok starszy, że kolejny rok minął, że jeszcze chwila, a sami będziemy przystępować do ołtarza. Tym niemniej, najważniejsza w tym, jak i w pozostałe dni jest Eucharystia. Trzeba zaznaczyć, że wymiar dziękczynny tej Mszy Świętej jest jakoś bardziej dostrzegalny… Bo dziękują prymicjanci za 6 lat formacji w seminarium i za kapłaństwo, dziękują przełożeni za włożony trud, dziękujemy i my, klerycy, za wspólnie spędzone lata, za odwagę bycia blisko Jezusa w kapłaństwie.
Tradycją prymicji seminaryjnych jest osoba kaznodziei, którym zawsze jest senior danego rocznika. W tym roku był nim Patryk Wendeker, już ksiądz Patryk (sic!), który w homilii podkreślił, co jest clue wspólnoty: Najważniejsze jest to, by wpatrywać się w jeden kierunek i do Niego zmierzać. Wpatrywać się w Chrystusa – mówił.
Po wspólnej Eucharystii przyszedł czas na podziękowania za wspólne lata, litry wypitej kawy, herbaty, coli (każdy lubi co innego), godziny rozmów. Każdy kleryk podchodził do wyświęconego niedawno kapłana prosząc o błogosławieństwo, a po nim wspominał to wszystko, co najbardziej zapadło w pamięć, co było udziałem obojga. A był przy tym śmiech, łzy wzruszeń i nadzieja, że kontakt się nie urwie.
Szymon, Damian, Marcin, Paweł, Tomek, Sławek, Patryk, Marcin, Dawid. Dzięki! Za to, że jesteście, że postanowiliście pójść cali za Chrystusem.
Modlimy się za Was codziennie i będziemy się modlić. Za naszych kapłanów.